Wczoraj napisałam ostatni egzamin i choć nie znam jeszcze wyników z dwóch ostatnich to czuję, że mam wreszcie wakacje (1,5 miesięczna gonitwa sesyjna wykończyła mnie do granic wytrzymałości). Choć na chwilę, bo zaraz wracam do Krakowa na praktyki w szpitalu : )
Dziś po dość długiej przerwie od jakichkolwiek pisanych postów postanowiłam nadrobić zaległości i napisać coś o sobie. Chciałam odpowiedzieć Wam na często zadawane mi pytanie tzn. dlaczego nie jem mięsa i jak to się stało? Ten wpis będzie trochę wprowadzeniem do kolejnych postów, w których będę pokazywać, co jem na co dzień : )
Źródło: thebittenword.com |
Przed rozpoczęciem studiów, mniej więcej 5 lat temu, pewnego zimowego wieczoru będąc na imprezie urodzinowej u kolegi i wybierając sobie coś do jedzenia przeleciała mi przez głowę myśl o tym, że mogłabym nie jeść mięsa, bo go właściwie specjalnie nie lubię i nie stanowiłoby to dla mnie wielkiego problemu.
Jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Postanowiłam spróbować jak to jest nie jeść mięsa, jak się będę czuła i czy wyjdzie mi to na dobre (dokąd sięgam pamięcią zawsze wszystkie swoje pomysły testowałam na sobie, tak też było z dietami, żywieniem, gotowaniem i eliminacją różnych pokarmów).
Jak się okazało następnego dnia mięsa mi wcale nie brakowało, tym bardziej, że jestem klasycznym przykładem osoby mącznej, tzn. lubiącej wszelkiej maści wytrawne placki, pierogi itd oraz wszelkie sery, nabiał, ryby i jaja. Mięso nigdy nie stanowiło podstawy mojego jadłospisu, choć muszę przyznać, że kiedyś jadłam, go tyle co inni i specjalnie mi to nie przeszkadzało.
W pewnym momencie po prostu zaczęło mi nie smakować i od niego odrzucać. Jako wytłumaczenie tej całej sytuacji słyszałam o teorii, gdzie podobno niedobory witaminy B12 powodują odrzucenie od mięsa, szczególnie smażonego, ale paradoksalnie w mięsie też znajduje się ta witamina i nie przyjmując go jednocześnie zwiększam niedobory. Nie myślałam nad tym faktem za dużo, skoro mnie odrzucało i mi nie smakowało, to go nie jadłam. Tak było i jest mi najłatwiej.
Świadoma jednak walorów odżywczych dobrego jakościowo mięsa uznałam, że należy je jakoś rozsądnie zastąpić i tak oto stałam się osobą nie jedzącą mięsa, ale spokojnie spożywającą nabiał, sery, ryby oraz jaja- w naukowej nomenklaturze taki sposób żywienia nazywa się laktoowowegetarianizmem, choć ja jestem daleka od nazywania się jakimkolwiek słowem, które ma w swoim składzie "wegetarianizm". Uważam, że wegetarianizm to stan ducha, sposób na życie, filozofia żywienia a w moim przypadku to po prostu eliminacja produktu, którego nie lubię. Nie wiąże się z tym żadna ideologia, dlatego nie nazywam siebie wegetarianką. Nie mam problemów z patrzeniem na mięso, z przygotowywaniem go dla rodziny i moich kochanych współlokatorów. Po prostu tylko go nie jem, bo nie lubię.
Często od nowo poznanych osób pada pytanie: jak można nie lubić mięsa? Przecież jest takie dobre!
Nie mówię, że nie. Dobre gatunkowo mięso, przyrządzone we właściwy sposób na pewno zachwyci podniebienie wielu osób. Ja jednak nie lubię jego smaku, tak jak ktoś może nie lubić grzybów, soi, warzyw czy lodów. To produkt spożywczy jak inny, jednak należy pamiętać, że to dość wartościowe źródło witamin i składników odżywczych (oczywiście mowa tu o mięsie a nie zlepku MOM-u z błonnikiem i barwnikiem dla koloru) i należy przeanalizować swoją dietę, włączyć do niej odpowiednie produkty, by zapobiec ewentualnym niedoborom. Aczkolwiek w przypadku diety laktoowowegetariańskiej myślę, że nie ma problemu z pokryciem zapotrzebowania na składniki odżywcze i mineralne. Jest to różnorodna dieta, więc w większości przypadków nie ma czym się martwić.
Czy ktoś z Was również nie je mięsa? Czy są wśród nas wegetarianie z prawdziwego zdarzenia, weganie, frutarianie?
Chętnie wysłucham Waszych historii : )
Pozdrawiam Was,
Beata.